poniedziałek, 30 listopada 2015

Część II ~ Tournee / Rozdział I ~ Moje wierne głąby

  Dla Hope Morgenstern aka Eris Mischief i jej parasola
***
  Święta spędziłam z tatą, Mad i Lo oraz rodziną Freeman: moim chłopakiem Borisem, jego matką Constance, oraz młodszym rodzeństwem: Paulą, Ritą i Julianem (odpowiednio: trzy, trzy i cztery lata). Minęły one pod hasłem "Nażreć się za te wszystkie lata biedy".
  No cóż. Z akcentem na "minęły". Zresztą, nie ma się co nad sobą rozczulać.
  Ostatni kosmyk moich - jeszcze tak niedawno sięgających połowy pleców - włosów opada na podłogę po uroczo krzywym cięciu. Krytycznie przyglądam się swojemu odbiciu. To, co widzę, nie poprawia mi nastroju.
  Dziewczyna, którą widzę w lustrze ma bladoszarą skórę i wory pod oczami, a jej włosy są obcięte do wysokości uszu tak masakrycznie nierówno, że aż żal patrzeć. Mimo to uśmiecham się do swojego odbicia.
  Dobra, chyba powinnam wytłumaczyć, o co chodzi z tym ścięciem włosów. Otóż, gdy tylko dziennikarze aka ogony wynieśli się z Siódemki, zadzwonił telefon i radosny głos Claudii Evili (przepraszam, Avili) oświadczył, że zapomnieli mi o tym powiedzieć, ale cała trójka razem z Devoną kategorycznie zabrania mi ścinać włosy. Nie miałam żadnego interesu w niestosowaniu się do tego zakazu, bo lubię swoje długie włosy, ale dzisiaj rano, po obudzeniu się z koszmaru, w którym Elaine Beavers z Czwórki zmieniła się w niedźwiedziopodobnego zmiecha i zaczęła zjadać mi twarz, zmieniłam zdanie. Uznałam to za formę niegroźnego, ale buntu.
  Tak, mój mały, prywatny bunt przeciw Kapitolowi.
  Posyłam całusa swojemu odbiciu w lustrze i wychodzę. Energicznym krokiem ruszam w kierunku lasu i włażę na najwyższą sosnę. Siadam na gałęzi. Zaczynam machać nogami i śpiewać. Ryczę pełnym głosem, bo tu nikt mnie nie usłyszy.
  "Sumienie zostawiłam jak dziecko…"
***
  Chyba jednak pospieszyłam się z tym "tu nikt mnie nie usłyszy", bo ktoś właśnie nadchodzi.
  - Tak myślałem, że cię tu znajdę - oddycham z ulgą, słysząc głos Borisa.
  - A to niby czemu? - pytam prawie wesoło.
  - Bo to twoje ulubione drzewo.
  Faktycznie, nawet nadałam mu imię po swojej zmarłej matce, ale o tym Boris nie musi wiedzieć.
  -  A co ty tam w ogóle robisz? – pyta.
  Siedzę na gałęzi i macham nogami, chyba widać. To głupie pytanie irytuje mnie jednak do tego stopnia, że nabieram ochoty na jakąś bezsensowną odpowiedź: 
  - Ryby łowię!!! 
  - A gdzie masz wędkę? 
  - W Piątce zostawiłam, bo tylko zawadzała!
  Boris wdrapuje się na sosnę zwinnie jak kot i siada obok mnie.
  - Mogę przyłączyć się do połowu? - pyta z uśmiechem.
  - Jasne.
  Bierze mnie za rękę.
  - Śpiewałaś tą piosenkę Eve… - mówi. - Znowu śnił ci się koszmar?
  - Od pół roku prawie co noc śnią mi się koszmary - Odpowiadam ponuro. Dobry nastrój dyskusji o wędkach i połowach zniknął bez śladu. - A dzisiaj jeszcze przyjeżdżają ci wszyscy idioci.
  - Właśnie dlatego cię szukam. Byłem w Wiosce Zwycięzców, ale cię nie było, więc Eve poprosiła, żebym cię znalazł i przyprowadził.
  - Spiskujesz z Eve za moimi plecami? - pytam, znów z uśmiechem.
  - Moim zdaniem Eve jest zajęta spiskowaniem z Blightem - on też się uśmiecha.
  - Weź przestań. Wracając do tematu: mam wracać do domu i ogarnąć się?
  - Tak zrozumiałem.
  - Ech, mojej ekipie ktoś powinien powiedzieć, że brud poniżej jednego centymetra nie jest szkodliwy, a powyżej sam odpada. Chciałabym widzieć ich miny.
  Znów robi się pozytywniej.
  - Ostatnie pytanie - mówi Boris. - Co zrobiłaś z włosami?
  - Ścięłam. Moi idioci z Kapitolu zabronili, więc uznałam, że to dobry pomysł.
  Schodzę z drzewa i zeskakuję na ziemię. Boris robi to samo. Idziemy w stronę Wioski Zwycięzców, nic nie mówiąc i trzymając się za ręce.
***
  Przed drzwiami mojego domu, czeka Eve.
  - Gdzie się snujesz, do ciężkiej cholery? - wrzeszczy na mnie. - I co zrobiłaś z włosami?!
  - Snuję się po lesie, a włosy ścięłam.
  - Jazda na górę! Wykąp się, zanim przyjedzie cały ten majdan.
  Mijam Eve, wchodzę do domu i biegnę na górę. Zrzucam ciepłe ubrania i wchodzę do wanny, którą jakaś litościwa dusza napełniła wodą i dodała jakiegoś olejku.
  Leżę w wannie i, żeby poprawić sobie nastrój, rozmyślam o tym, jak bardzo moją ekipę trafi szlag, gdy zobaczą moje włosy.
  Wtedy się zaczyna. Na zewnątrz trąbią samochody, trzaskają drzwi, a ludzie witają się głośno. Moja ekipa dotarła.
  Nie jestem w stanie się opanować i chichoczę złośliwie. Dosłownie: leżę w wannie i się śmieję.
  - Tasha, wyłaź z wody, idą po ciebie! - krzyczy z dołu Eve.
  Wychodzę z wanny. Wycieram się i zakładam szlafrok. Szybko omiatam łazienkę wzrokiem. Na szczęście osoba, która przygotowała kąpiel (obstawiałabym tatę albo Eve), sprzątnęła również ślady moich artystycznych poczynań w kwestii włosów.
  Siadam na krawędzi wanny i zastanawiam się, kto pierwszy wejdzie i dostanie ataku histerii.
  Jako pierwsza w drzwiach pojawia się Claudia. Z zadowoleniem obserwuję, jak cofa się, a potem wypada z łazienki z potwornym wrzaskiem. Drze się co najmniej tak, jakby znalazła tu zwłoki. Jestem w dupie i dobrze mi z tym.
  Pamela i Zack siłą wciągają Claudię do środka. Im również niewiele brakuje do wybiegnięcia z wrzaskiem. W końcu Pamela bierze kilka głębokich oddechów i podchodzi do mnie, prawdopodobnie po to, żeby ocenić resztę strat.
  Bierze mnie za rękę i przygląda się obgryzionym do żywego mięsa paznokciom.
  - Natasha! - jęczy. - Mogłaś zostawić coś, na czym moglibyśmy pracować!
  Mam na końcu języka, że z włosami na nogach nic nie robiłam, ale powstrzymuję się. Wystarczy, że moje włosy i paznokcie będą do nich powracać w sennych koszmarach.
  Zack zagląda jej przez ramię i traci wiarę w ludzkość.
  - Dobra, zachowajmy spokój - mówi Pamela. - Claudia, Devona coś na pewno wymyśli na te włosy, nie martw się. Zack, nie odzywaj się, zajmę się tymi paznokciami. Natasha, chodź, kochana.
  Sadzają mnie na krześle w sypialni. Claudia wmasowuje mi coś we włosy, Pamela robi tipsy, a Zack reguluje brwi. I oczywiście bez przerwy paplają.
  W końcu jestem gotowa. (Wiem również, kto i kiedy kupił nowe buty, kto kogo gdzie obgadał, jak Zack cudownie się ośmieszył, gdy poślizgnął się i wylał wino na sukienkę kochanki kogoś ważnego, oraz wiele innych rzeczy interesujących mnie mniej więcej tak, jak zeszłoroczny śnieg).
  Schodzę na dół. Na mój widok Devona załamuje ręce.
  - Natasha! Coś ty ze sobą zrobiła?
  - Ścięłam włosy - odpowiadam zimno.
  Stylistka rzuca we mnie paczką z ubraniami.
  - Ubierz się. W pociągu się zastanowię, co z tobą zrobić.
  Wzruszam ramionami i idę do łazienki się ubrać. W tym czasie tata udziela komuś wywiadu, jacyś ludzie rozwieszają na ścianach moje rysunki, a ekipa plotkuje o moich włosach.
  Strój nie jest taki najgorszy. Ciepłe spodnie z błyszczącego, czarnego materiału, prosta zielona koszula, ciepły sweter z miękkiej zielonej, brązowej i szarej wełny oraz długie, sznurowane, skórzane buty na obcasach.
  Wracam do pokoju. I wtedy wchodzi Ceri. Na niebieskiej peruce ma płatki śniegu. (Wyglądam przez okno - faktycznie, zaczęło padać).
  - Natasha, kochanie! - piszczy Ceri i całuje mnie w oba policzki. - Jaki śliczny sweterek!… Ale co ty zrobiłaś z włosami?!
  - Ścięłam - odpowiadam znudzonym tonem.
  - Khem, khem, przepraszam, panno Moore, ale czy mogłaby panienka tu podejść? - pyta uprzejmie jeden z kamerzystów, wskazując ścianę najbardziej obwieszoną rysunkami.
  Podchodzę.
  - I powiedzieć o każdym kilka słów? - kończy.
  Myślę, że w takim razie nie wyjdziemy stąd do jutra, ale uśmiecham się ładnie i wskazuję pierwszy obrazek.
  - To widok na las od strony Polany, czyli yyy… - cholera, nie mogę powiedzieć "biedniejszej" - mniej reprezentacyjnej części dystryktu. - Wskazuję kolejny. - Tutaj jest dom, w którym się znajdujemy, tyle że od zewnątrz. - Kolejny. - To moje przyjaciółki, Louise i Madeleine.
  Po każdym zdaniu wskazuję na następny rysunek.
  - Tutaj mamy tort, który kupiłam Madeleine na urodziny. To mój chłopak Boris. To mój tata z moją mamą. To jakaś kobieta, którą widziałam przelotnie w Kapitolu. A to - pokazuję rysunek przedstawiający całującą się parę - Eve i Blight, moi mentorzy.
  Jeszcze kilka minut gadam i prezentuję swoje rysunki, a później wyganiają mnie z pokoju, żeby posklejać to wszystko we w miarę zgrabny film.
  Devona pomaga mi założyć krótką białą kurtkę, po której obu stronach znajduje się miękkie futro. Później podaje mi biało-czarny szalik i równie biało-czarną czapkę (która ma chyba zakryć moje  m a s a k r y c z n e  włosy) oraz ciepłe białe rękawiczki.
  - Uwaga, uwaga! - woła Ceri. - Pierwsze zdjęcia na zewnątrz! Natasha, szeroki uśmiech.
  Uśmiecham się promiennie. Ceri wypycha mnie na zewnątrz. Schodzę po kilku schodkach i ruszam na środek placu we Wiosce. Zatrzymuję się i macham do kamer. Eve i Blight oraz Ceri i Devona stają trochę za mną, za nimi idzie reszta (ekipa, tata, Boris, Lo, Mad, a także osoby, które znam tylko z widzenia).
  Po odstaniu dłuższej chwili i ładnym wyglądaniu na mrozie, idziemy na peron. Tam żegnam się z tatą, Borisem i przyjaciółkami.
  Wsiadam do pociągu, a za mną mentorzy, opiekunka, stylistka i ekipa przygotowawcza. (Nie mam pojęcia, po co jadą z nami również trzy wagony moich szkiców).
  Jemy obiadokolację i rozchodzimy się do swoich wagonów.

5 komentarzy:

  1. Albo mi się wydaje, albo nadawanie imion drzewom świadczy o jakiejś chorobie psychicznej. Skoro tak, to nadawanie drzewom imion po zamrłych matkach jest głębokim upośledzeniem psychicznym. Aprobuję.
    Matko, jak można samemu ściąć włosy? Bałabym się wziąć nożyczki do ręki, a co dopiero zacząć nimi machać. Czy Natasha straciła na arenie instynkt samozachowawczy czy jakoś tak?
    Aww, jedno zdanie Blive>>> pomyśl sobie ile radości mi sprawia ten wątek, to chyba powinno zostać zdiagnozowane przez psychiatrę
    PS. jak chciałaś ziemniaki zamiast komentarzy wystarczyło powiedzieć
    PPS. luz, też podniosłam palce na śmierci Coin. nie jesteście samotne

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że aprobujesz.
      Ściąć włosy samemu pewnie się da. Ja kiedyś ścięłam sobie grzywkę w szkolnej łazience pożyczonymi nożyczkami, bo mnie wkurwiała, więc…
      Obiecuję (może nie w następnym rozdziale, ale na pewno w tej części) więcej Blive.
      Ps. O jakie ziemniaki chodzi? Bo nie jestem w stanie skojarzyć

      Usuń
    2. Nie mogę wstawić zdjęcia, ale w sobotę (chyba) w nocy opublikowałaś rozdział o takim samym tytule jak ten właściwy, tylko że jego treścią było samotne słowo ,,ziemniaki"

      Usuń
    3. Dobra, już kojarzę
      Nie ma to jak skleroza wieku młodzieńczego

      Usuń
  2. Hej!(może być "hej"?)
    Nienawidzę dłuugich i oficjalnych wstępów soł:
    Jesteś Zajebista przez wielkie Z! Kocham Natashę, kocham Blive, kocham nawet Ceri, bo mnie bawi :))) wcześiej miałam dłuższy komentarz, ale się usunął jak odświeżyłam stronę (ach ja zagubiona w internetach... :p) Po raz pierwszy cieszę się, że jestem chora, bo dzięki temu nie poszłam do tej strasznej placówki zwanej potocznie szkołą i mogłam przeczytać całe Twoje opowiadanie :3
    Weny, duużo weny! Dużo Eve i Blive i Natashy i duużo "ogonów" ;)
    z pozdrowieniami
    Wiedźma
    znaczy mów mi Julcia :*

    P.S pokwiczałabym i popiszczała z radości i zachwytu, ale obecnie jestem zdolna jedynie chrypieć niezrozumiałe dla domowników frazy...

    P.S 2 Jednak popiszczę, a potem poumieram sobie na anginę i zapalenie strun głosowych :p :*

    OdpowiedzUsuń