Dla Hope Morgenstern aka Eris Mischief i jej parasola
***
Święta spędziłam z tatą, Mad i Lo oraz rodziną Freeman: moim chłopakiem Borisem, jego matką Constance, oraz młodszym rodzeństwem: Paulą, Ritą i Julianem (odpowiednio: trzy, trzy i cztery lata). Minęły one pod hasłem "Nażreć się za te wszystkie lata biedy".
No cóż. Z akcentem na "minęły". Zresztą, nie ma się co nad sobą rozczulać.
Ostatni kosmyk moich - jeszcze tak niedawno sięgających połowy pleców - włosów opada na podłogę po uroczo krzywym cięciu. Krytycznie przyglądam się swojemu odbiciu. To, co widzę, nie poprawia mi nastroju.
Dziewczyna, którą widzę w lustrze ma bladoszarą skórę i wory pod oczami, a jej włosy są obcięte do wysokości uszu tak masakrycznie nierówno, że aż żal patrzeć. Mimo to uśmiecham się do swojego odbicia.
Dobra, chyba powinnam wytłumaczyć, o co chodzi z tym ścięciem włosów. Otóż, gdy tylko dziennikarze aka ogony wynieśli się z Siódemki, zadzwonił telefon i radosny głos Claudii Evili (przepraszam, Avili) oświadczył, że zapomnieli mi o tym powiedzieć, ale cała trójka razem z Devoną kategorycznie zabrania mi ścinać włosy. Nie miałam żadnego interesu w niestosowaniu się do tego zakazu, bo lubię swoje długie włosy, ale dzisiaj rano, po obudzeniu się z koszmaru, w którym Elaine Beavers z Czwórki zmieniła się w niedźwiedziopodobnego zmiecha i zaczęła zjadać mi twarz, zmieniłam zdanie. Uznałam to za formę niegroźnego, ale buntu.
Tak, mój mały, prywatny bunt przeciw Kapitolowi.
Posyłam całusa swojemu odbiciu w lustrze i wychodzę. Energicznym krokiem ruszam w kierunku lasu i włażę na najwyższą sosnę. Siadam na gałęzi. Zaczynam machać nogami i śpiewać. Ryczę pełnym głosem, bo tu nikt mnie nie usłyszy.
"Sumienie zostawiłam jak dziecko…"
***
Chyba jednak pospieszyłam się z tym "tu nikt mnie nie usłyszy", bo ktoś właśnie nadchodzi.
- Tak myślałem, że cię tu znajdę - oddycham z ulgą, słysząc głos Borisa.
- A to niby czemu? - pytam prawie wesoło.
- Bo to twoje ulubione drzewo.
Faktycznie, nawet nadałam mu imię po swojej zmarłej matce, ale o tym Boris nie musi wiedzieć.
- A co ty tam w ogóle robisz? – pyta.
Siedzę na gałęzi i macham nogami, chyba widać. To głupie pytanie irytuje mnie jednak do tego stopnia, że nabieram ochoty na jakąś bezsensowną odpowiedź:
- Ryby łowię!!!
- A gdzie masz wędkę?
- W Piątce zostawiłam, bo tylko zawadzała!
Boris wdrapuje się na sosnę zwinnie jak kot i siada obok mnie.
- Mogę przyłączyć się do połowu? - pyta z uśmiechem.
- Jasne.
Bierze mnie za rękę.
- Śpiewałaś tą piosenkę Eve… - mówi. - Znowu śnił ci się koszmar?
- Od pół roku prawie co noc śnią mi się koszmary - Odpowiadam ponuro. Dobry nastrój dyskusji o wędkach i połowach zniknął bez śladu. - A dzisiaj jeszcze przyjeżdżają ci wszyscy idioci.
- Właśnie dlatego cię szukam. Byłem w Wiosce Zwycięzców, ale cię nie było, więc Eve poprosiła, żebym cię znalazł i przyprowadził.
- Spiskujesz z Eve za moimi plecami? - pytam, znów z uśmiechem.
- Moim zdaniem Eve jest zajęta spiskowaniem z Blightem - on też się uśmiecha.
- Weź przestań. Wracając do tematu: mam wracać do domu i ogarnąć się?
- Tak zrozumiałem.
- Ech, mojej ekipie ktoś powinien powiedzieć, że brud poniżej jednego centymetra nie jest szkodliwy, a powyżej sam odpada. Chciałabym widzieć ich miny.
Znów robi się pozytywniej.
- Ostatnie pytanie - mówi Boris. - Co zrobiłaś z włosami?
- Ścięłam. Moi idioci z Kapitolu zabronili, więc uznałam, że to dobry pomysł.
Schodzę z drzewa i zeskakuję na ziemię. Boris robi to samo. Idziemy w stronę Wioski Zwycięzców, nic nie mówiąc i trzymając się za ręce.
***
Przed drzwiami mojego domu, czeka Eve.
- Gdzie się snujesz, do ciężkiej cholery? - wrzeszczy na mnie. - I co zrobiłaś z włosami?!
- Snuję się po lesie, a włosy ścięłam.
- Jazda na górę! Wykąp się, zanim przyjedzie cały ten majdan.
Mijam Eve, wchodzę do domu i biegnę na górę. Zrzucam ciepłe ubrania i wchodzę do wanny, którą jakaś litościwa dusza napełniła wodą i dodała jakiegoś olejku.
Leżę w wannie i, żeby poprawić sobie nastrój, rozmyślam o tym, jak bardzo moją ekipę trafi szlag, gdy zobaczą moje włosy.
Wtedy się zaczyna. Na zewnątrz trąbią samochody, trzaskają drzwi, a ludzie witają się głośno. Moja ekipa dotarła.
Nie jestem w stanie się opanować i chichoczę złośliwie. Dosłownie: leżę w wannie i się śmieję.
- Tasha, wyłaź z wody, idą po ciebie! - krzyczy z dołu Eve.
Wychodzę z wanny. Wycieram się i zakładam szlafrok. Szybko omiatam łazienkę wzrokiem. Na szczęście osoba, która przygotowała kąpiel (obstawiałabym tatę albo Eve), sprzątnęła również ślady moich artystycznych poczynań w kwestii włosów.
Siadam na krawędzi wanny i zastanawiam się, kto pierwszy wejdzie i dostanie ataku histerii.
Jako pierwsza w drzwiach pojawia się Claudia. Z zadowoleniem obserwuję, jak cofa się, a potem wypada z łazienki z potwornym wrzaskiem. Drze się co najmniej tak, jakby znalazła tu zwłoki. Jestem w dupie i dobrze mi z tym.
Pamela i Zack siłą wciągają Claudię do środka. Im również niewiele brakuje do wybiegnięcia z wrzaskiem. W końcu Pamela bierze kilka głębokich oddechów i podchodzi do mnie, prawdopodobnie po to, żeby ocenić resztę strat.
Bierze mnie za rękę i przygląda się obgryzionym do żywego mięsa paznokciom.
- Natasha! - jęczy. - Mogłaś zostawić coś, na czym moglibyśmy pracować!
Mam na końcu języka, że z włosami na nogach nic nie robiłam, ale powstrzymuję się. Wystarczy, że moje włosy i paznokcie będą do nich powracać w sennych koszmarach.
Zack zagląda jej przez ramię i traci wiarę w ludzkość.
- Dobra, zachowajmy spokój - mówi Pamela. - Claudia, Devona coś na pewno wymyśli na te włosy, nie martw się. Zack, nie odzywaj się, zajmę się tymi paznokciami. Natasha, chodź, kochana.
Sadzają mnie na krześle w sypialni. Claudia wmasowuje mi coś we włosy, Pamela robi tipsy, a Zack reguluje brwi. I oczywiście bez przerwy paplają.
W końcu jestem gotowa. (Wiem również, kto i kiedy kupił nowe buty, kto kogo gdzie obgadał, jak Zack cudownie się ośmieszył, gdy poślizgnął się i wylał wino na sukienkę kochanki kogoś ważnego, oraz wiele innych rzeczy interesujących mnie mniej więcej tak, jak zeszłoroczny śnieg).
Schodzę na dół. Na mój widok Devona załamuje ręce.
- Natasha! Coś ty ze sobą zrobiła?
- Ścięłam włosy - odpowiadam zimno.
Stylistka rzuca we mnie paczką z ubraniami.
- Ubierz się. W pociągu się zastanowię, co z tobą zrobić.
Wzruszam ramionami i idę do łazienki się ubrać. W tym czasie tata udziela komuś wywiadu, jacyś ludzie rozwieszają na ścianach moje rysunki, a ekipa plotkuje o moich włosach.
Strój nie jest taki najgorszy. Ciepłe spodnie z błyszczącego, czarnego materiału, prosta zielona koszula, ciepły sweter z miękkiej zielonej, brązowej i szarej wełny oraz długie, sznurowane, skórzane buty na obcasach.
Wracam do pokoju. I wtedy wchodzi Ceri. Na niebieskiej peruce ma płatki śniegu. (Wyglądam przez okno - faktycznie, zaczęło padać).
- Natasha, kochanie! - piszczy Ceri i całuje mnie w oba policzki. - Jaki śliczny sweterek!… Ale co ty zrobiłaś z włosami?!
- Ścięłam - odpowiadam znudzonym tonem.
- Khem, khem, przepraszam, panno Moore, ale czy mogłaby panienka tu podejść? - pyta uprzejmie jeden z kamerzystów, wskazując ścianę najbardziej obwieszoną rysunkami.
Podchodzę.
- I powiedzieć o każdym kilka słów? - kończy.
Myślę, że w takim razie nie wyjdziemy stąd do jutra, ale uśmiecham się ładnie i wskazuję pierwszy obrazek.
- To widok na las od strony Polany, czyli yyy… - cholera, nie mogę powiedzieć "biedniejszej" - mniej reprezentacyjnej części dystryktu. - Wskazuję kolejny. - Tutaj jest dom, w którym się znajdujemy, tyle że od zewnątrz. - Kolejny. - To moje przyjaciółki, Louise i Madeleine.
Po każdym zdaniu wskazuję na następny rysunek.
- Tutaj mamy tort, który kupiłam Madeleine na urodziny. To mój chłopak Boris. To mój tata z moją mamą. To jakaś kobieta, którą widziałam przelotnie w Kapitolu. A to - pokazuję rysunek przedstawiający całującą się parę - Eve i Blight, moi mentorzy.
Jeszcze kilka minut gadam i prezentuję swoje rysunki, a później wyganiają mnie z pokoju, żeby posklejać to wszystko we w miarę zgrabny film.
Devona pomaga mi założyć krótką białą kurtkę, po której obu stronach znajduje się miękkie futro. Później podaje mi biało-czarny szalik i równie biało-czarną czapkę (która ma chyba zakryć moje m a s a k r y c z n e włosy) oraz ciepłe białe rękawiczki.
- Uwaga, uwaga! - woła Ceri. - Pierwsze zdjęcia na zewnątrz! Natasha, szeroki uśmiech.
Uśmiecham się promiennie. Ceri wypycha mnie na zewnątrz. Schodzę po kilku schodkach i ruszam na środek placu we Wiosce. Zatrzymuję się i macham do kamer. Eve i Blight oraz Ceri i Devona stają trochę za mną, za nimi idzie reszta (ekipa, tata, Boris, Lo, Mad, a także osoby, które znam tylko z widzenia).
Po odstaniu dłuższej chwili i ładnym wyglądaniu na mrozie, idziemy na peron. Tam żegnam się z tatą, Borisem i przyjaciółkami.
Wsiadam do pociągu, a za mną mentorzy, opiekunka, stylistka i ekipa przygotowawcza. (Nie mam pojęcia, po co jadą z nami również trzy wagony moich szkiców).
Jemy obiadokolację i rozchodzimy się do swoich wagonów.