Dla pewnego j*banego burżuja, który 1. leci na Maltę 2. jest w toksycznym związku 3. i tak tego nie czyta, za "Alana Rickmana karmiącego małe kapibary"
- Poważna babska rozmowa - ucina dyskusję Eve.
***
- Co to było? - pyta Blight, gdy wracamy z powrotem do białego holu.- Poważna babska rozmowa - ucina dyskusję Eve.
- Natasha, pójdziesz z Devoną, przygotujesz się i postarasz się nie udusić swojej ekipy - mówi Blight.
- Pójdę, ale nic nie obiecuję - odpowiadam z uśmiechem. Tylko ja wiem, ile ten uśmiech mnie kosztuje.
- Świetnie. Evy, my pójdziemy się przygotować - uśmiecha się tak jakoś dziwnie, a Eve wybucha śmiechem i popycha go lekko.
- Pójdę, ale nic nie obiecuję - odpowiadam z uśmiechem. Tylko ja wiem, ile ten uśmiech mnie kosztuje.
- Świetnie. Evy, my pójdziemy się przygotować - uśmiecha się tak jakoś dziwnie, a Eve wybucha śmiechem i popycha go lekko.
Czy ja coś przegapiłam? Rozważam zadanie tego pytania, ale... jednak nie. Wszystko się skomplikuje i będzie trzeba tłumaczyć, a to zabiera czas. Im szybciej wywiad się zacznie, tym szybciej się skończy.
Devona niemal siłą wypycha mnie poza zasięg kamer. Idziemy przez korytarze, wjeżdżamy windą do holu Ośrodka Szkoleniowego, przechodzimy do windy dla trybutów i wjeżdżamy na siódme piętro. Przez cały czas Devona gada, jakby od tego zależało jej życie. Uznaję, że lepiej zniosę pieprzenie Kapitolinki niż powracające wspomnienia z areny, więc wsłuchuję się i próbuję coś zrozumieć.
Devona trajluje o moim nowym, cudnym stroju i o tym, że ogólnie jestem cudna. Zabawne, że w Kapitolu, żeby zyskać aprobatę trzeba zabijać dzieciaki z Dystryktów... stop, myśl o czymś innym.
Drzwi windy rozsuwają się. Teraz dopiero się zacznie...
Potrójny pisk radości wwierca mi się w uszy. Claudia, Zack i Pamela rzucają się, żeby mnie uściskać. Uśmiecham się równie szeroko, co sztucznie, przytulam ich i powtarzam "też się cieszę, że was widzę!".
Prowadzą mnie do jadalni i wreszcie dostaję coś normalnego do jedzenia (rostbef z groszkiem i bułkami), choć nadal mało. Proszę o dokładkę, ale kręcą głowami.
- Nie, nie, nie. Nie ma takiej opcji! Przecież nie chcemy, żeby twoje jedzenie skończyło na estradzie! - śmieje się Claudia.
Udławcie się, myślę, ale nie nic mówię.
Wracamy do mojego pokoju. Ekipa nastawia prysznic, a później układa mi włosy, robi paznokcie i makijaż. No i oczywiście cały czas gada. (Wyobraźcie sobie przez kilka godzin słuchać pitolenia w stylu "kiedy XYZ umarł, ja jeszcze spałam", "a kiedy YXZ zginęła, nawet nie mogłem się podrapać, bo miałem świeżo pomalowane brwi!" i tak dalej... Wyobraziliście to sobie? To macie niezły obraz tego, co się tu działo).
Po następnym milionie lat pojawia się Devona z sukienką, która na pierwszy rzut oka wygląda normalnie.
- Załóż, kochanie - mówi z kapitolińskim akcentem, który (jak zawsze) wywołuje u mnie odruch wymiotny.
Posłusznie zakładam i chcę podejść do lustra, ale Claudia łapie mnie za rękę.
- Chcesz wyjść na scenę boso? - śmieje się.
- W sumie czemu nie, chyba że macie dla mnie jakieś ładne buty - odpowiadam z uśmiechem, choć tak naprawdę chętnie powiedziałabym coś w stylu "stul mordę albo przyjdę do ciebie w nocy z siekierą, spalę twój dom i porąbię twoją matkę na kawałki".
- Najładniejsze - odpowiada Kapitolinka ze śmiechem. Jak tym to niewiele potrzeba do szczęścia...
Podaje mi masywne buty, które wyglądają jak klocki drewna. Chcę oprzeć się o ścianę, ale cztery piskliwe głosy sprzeciwu skutecznie mi to wyperswadowują. Opieram się na ramieniu Zacka, który przez to ma chyba większy problem z równowagą niż ja, (o ludzie! Jane, czyli najmłodsza córka Reese'ów, jest bardziej męska od tego faceta!) i zakładam buty.
- Teraz możesz się przejrzeć. Tylko nie zemdlej z wrażenia! - chichocze Claudia. Czy ona musi się ciągle śmiać?
Podchodzę do lustra i jestem pozytywnie zaskoczona. Primo nie jestem drzewem, secundo wyglądam porządnie. Czego chcieć więcej?
Podchodzę do lustra i jestem pozytywnie zaskoczona. Primo nie jestem drzewem, secundo wyglądam porządnie. Czego chcieć więcej?
Przyglądam się swojemu strojowi. Może i faktycznie, żeby być stylistą trzeba czegoś więcej niż umiejętność wypowiadania się z prędkością dwustu słów na minutę…
Mam na sobie skromną sukienkę do kolan, której spódnica ma kształt klosza (wąska u góry i dołu, szeroka na środku), a bluzka długi rękaw. Błyszczący materiał jest koloru zielono-brązowego. Buty są duże i ciężkie, mają grube podeszwy i obcasy. Starannie rozczesane włosy opadają falą na ramiona; mam długie rzęsy, czerwone usta, zielone cienie na powiekach i paznokcie pod kolor sukienki.
Dopiero po chwili wyczuwam ucisk na biuście.
- Czy mam coś nadprogramowego w staniku? - pytam ostrożnie Devonę.
- Tak - odpowiada stylistka - piankę, która optycznie powiększa twoje piersi. Organizatorzy chcieli ci zrobić operację plastyczną, ale ta cała Eve Taylor tak długo na nich wrzeszczała, aż zrezygnowali i stanęło na wkładkach, a szkoda.
Dzięki ci, Eve Taylor, myślę. Wyobrażam sobie Eve wrzeszczącą na organizatorów Igrzysk i wrzaski, które słychać w całym Kapitolu i od znów czuję się lepiej.
- I jak? - pyta Devona.
- Śliczne - odpowiadam z nawet-nie-tak-bardzo-sztucznym uśmiechem.
- Świetnie, słoneczko - stylistka wygląda niepokojaco, gdy tak szeroko się uśmiecha. - Chodźmy.
Idziemy do windy i zjeżdżamy na poziom, na którym znajdują się sale treningowe. Przechodzimy kolejny labirynt korytarzy i w końcu trafiam do słabo oświetlonego pomieszczenia pod sceną. Na środku znajduje się metalowa płyta, która wyniesie mnie na scenę. Dużo mnie kosztuje żeby nie wrzasnąć: takie samo (ok, podobne) urządzenie wyniosło mnie na arenę. Zmuszam się do wzięcia głębokiego oddechu.
Devona i ekipa odchodzą, żeby przygotować się do występu, i zostawiają mnie sam na sam ze sobą i swoimi wspomnieniami. Myśl pozytywnie, Natasha. Trochę stania, bankiet, wywiad i wracasz do domu.
Panujący w pomieszczeniu zapach świeżej farby pomaga mi się uspokoić. Oddycham głęboko i jestem spokojna aż do zblazowania. Nawet ryki tłumu na widowni nie są w stanie wyprowadzić mnie z równowagi.
Czyjaś dłoń na moim ramieniu. Z przerażenia omal nie wyskakuję ze skóry. Jakbym nadal była na Arenie.
- To tylko my - słyszę głos Eve i całe powietrze ze mnie schodzi. Mentorka stoi tuż obok mnie, a Blight może metr dalej.
- Powinnaś nosić dzwonek! - wydzieram się na nią. - To znaczy... przepraszam. Strasznie ci dziękuję, że nie pozwoliłaś, żeby powiększyli mi operacyjnie biust.
- Nie ma za co. Moja Tessa i Liuta też kiedyś mnie uratowały przed czymś takim - Eve krzywi się. - Ładna sukienka.
- Dzięki. Twoja też.
Eve ma na sobie prostą sukienkę do kolan z takiego samego materiału jak mój. Widać, że nie dała się Devonie, bo piersi ma równie małe jak zwykle. Na nogach ma lekkie balerinki z identycznego materiału, a na ramieniu małą, pasującą do kompletu torebkę.
- I jak? - pyta Devona.
- Śliczne - odpowiadam z nawet-nie-tak-bardzo-sztucznym uśmiechem.
- Świetnie, słoneczko - stylistka wygląda niepokojaco, gdy tak szeroko się uśmiecha. - Chodźmy.
Idziemy do windy i zjeżdżamy na poziom, na którym znajdują się sale treningowe. Przechodzimy kolejny labirynt korytarzy i w końcu trafiam do słabo oświetlonego pomieszczenia pod sceną. Na środku znajduje się metalowa płyta, która wyniesie mnie na scenę. Dużo mnie kosztuje żeby nie wrzasnąć: takie samo (ok, podobne) urządzenie wyniosło mnie na arenę. Zmuszam się do wzięcia głębokiego oddechu.
Devona i ekipa odchodzą, żeby przygotować się do występu, i zostawiają mnie sam na sam ze sobą i swoimi wspomnieniami. Myśl pozytywnie, Natasha. Trochę stania, bankiet, wywiad i wracasz do domu.
Panujący w pomieszczeniu zapach świeżej farby pomaga mi się uspokoić. Oddycham głęboko i jestem spokojna aż do zblazowania. Nawet ryki tłumu na widowni nie są w stanie wyprowadzić mnie z równowagi.
Czyjaś dłoń na moim ramieniu. Z przerażenia omal nie wyskakuję ze skóry. Jakbym nadal była na Arenie.
- To tylko my - słyszę głos Eve i całe powietrze ze mnie schodzi. Mentorka stoi tuż obok mnie, a Blight może metr dalej.
- Powinnaś nosić dzwonek! - wydzieram się na nią. - To znaczy... przepraszam. Strasznie ci dziękuję, że nie pozwoliłaś, żeby powiększyli mi operacyjnie biust.
- Nie ma za co. Moja Tessa i Liuta też kiedyś mnie uratowały przed czymś takim - Eve krzywi się. - Ładna sukienka.
- Dzięki. Twoja też.
Eve ma na sobie prostą sukienkę do kolan z takiego samego materiału jak mój. Widać, że nie dała się Devonie, bo piersi ma równie małe jak zwykle. Na nogach ma lekkie balerinki z identycznego materiału, a na ramieniu małą, pasującą do kompletu torebkę.
Blight ma na sobie garnitur ze... zgadliście! błyszczącego zielono-brązowego materiału.
- Zapomniałabym - szepcze Eve i wyjmuje coś z torebki. - Załóż to.
Podaje mi duży, okrągły wisiorek, w który wkomponowano rozmaite koła zębate, łańcuchy, tryby i inne mechanicze elementy, których nie umiem nawet nazwać. Lou by umiała…
Właśnie, Lou. Dostałam naszyjnik inspirowany Trójką. Od kogo? I dlaczego?
- Eve, to od…?
- Od Clarie, mentorki z Trójki.
- Władze się zgodziły?
- O dziwo, tak. Zakładaj.
Przyglądam się naszyjnikowi, jakbym chciała przewiercić go wzrokiem. Trójka. Lou. Śmierć. Kotek… Kotek!!!
- Eve, Kotek! - wrzeszczę głośno.
Oboje patrzą na mnie zdziwieni.
- Kotek? - pyta w końcu Blight.
- To, co wydłubała z drewna Lou - Eve szybciej kojarzy fakty. - No, co z tym?
- Zostało na Arenie. Ja to muszę mieć!
- Napomknij o tym na wywiadzie. Wszyscy będą chcieli własnoręcznie dostarczyć ci tego… Kotka i ktoś to na pewno zrobi.
Zakładam wisiorek.
- Pewna jesteś?
- Oczywiście.
- Nie chcę wam przeszkadzać - mówi Blight ostrożnie - ale powinniśmy już iść.
- Eve… ostatnia rada? Coś motywującego?
- Już niedługo wrócisz do domu.
- Dzięki.
- Tylko proszę, nie palnij czegoś głupiego.
- Postaram się.
- Eve, na prawdę musimy iść! - jęczy Blight. - Nat, wejdź na tarczę.
- Nie przytulę cię, bo Devona mnie zabije - Eve się uśmiecha.
- Myślę, że poradzę sobie z tą traumą.
Eve obejmuje mnie ramieniem i całuje w policzek. Blight ściska mnie za ramię.
- Powodzenia - mówi tylko.
- Pamiętaj, Igrzyska jeszcze się nie skończyły - dodaje Eve.
Oboje znikają w mroku. Zostaję sama, a słowa Eve dudnią mi w uszach.
_____________
Jest rok szkolny, a ja coś napisałam. Łuhu! *czeka na owację na stojąco*
PS. Komentować mi tu, bo nie będzie kolejnego rozdziału tylko wpi*rdol.
Właśnie po raz pierwszy zabrakło mi słów
OdpowiedzUsuńwięc powiem tylko tyle:
GENIALNE
i życzę weny
/Hope