czwartek, 28 sierpnia 2014

Rozdział IV ~ Pociąg do Kapitolu

  Ceri zabiera mnie sprzed zamkniętych drzwi pociągu i prowadzi do dużego pokoju. Mówi, że mogę robić, co chcę, założyć, co chcę i zjeść, co chcę, ale za godzinę mam stawić się na kolacji.
  Najpierw biorę prysznic. Jak dziwnie by to nie brzmiało, jeszcze nigdy nie brałam prysznica. Nie będę wam mówić, jakie to uczucie, bo pewnie wiecie. Dość, że wzięłam prysznic, wytarłam się, wysuszyłam włosy i zawinięta w ręcznik stoję teraz przed szafą.
  Po długich rozmyślaniach wybieram bluzkę z krótkim rękawem i długie (ale lekkie) spodnie. Nad butami zastanawiam się tylko chwilę, to znaczy biorę pantofle na wysokich i cienkich obcasach. Wyglądają nieźle. Gdybym tylko umiała w nich chodzić...
  Zakładam je i ostrożnie robię kilka kroków. Okazuje się to nie takie trudne, jak się na początku wydawało. Robię jeszcze kilka kroków. Ta umiejętność na pewno przyda mi się w czasie prezentacji.
  Kiedy już opanuję sztukę chodzenia na tyle, ze mogę skupić się na czymś innym patrzę na zegar wiszący na ścianie. Cholera. Za chwilę zacznie się kolacja.
  Otwieram drzwi i wychodzę na korytarz. Gdyby nie obcasy może próbowałabym biec, a tak przychodzę na kolację spóźniona. To tylko kilka minut, ale Ceri nie byłaby Ceri gdyby nie skomentowała tego spóźnienia.
  - Natasha - mówi z tym niedorzecznym akcentem. - Tak spóźniać to możesz się w swoim Dystrykcie, nie w porządnym, kapitolińskim pociągu!
  - Ceri, przepraszam. Byłam zajęta tymi wszystkimi pięknymi ubraniami i butami - wiem, że kłótnia nic nie pomoże, więc staram się być miła, a jednocześnie uderzam w czuły punkt.
  - No tak - opiekunka natychmiast łagodnieje. - Biedactwo, jesteś nieprzyzwyczajona do takiego luksusu. A które buty założyłaś?
  Unoszę nogę nad stół prezentując pantofel.
  - Na pewno świetnie sobie radzisz z chodzeniem, prawda? Trybutka z zeszłego roku w ogóle nie umiała chodzić! Wyobrażasz sobie? Przewróciła się, idąc do fotela na prezentacji! Negra śmiała się ze mnie przez całe Igrzyska!
  - Kto się śmiał? - pytam. W zasadzie mam to gdzieś, ale wiem, że muszę przekonać do siebie Ceri.
  - Negra, opiekunka z Drugiego Dystryktu. Nota bene ona wcale nie miała gustu! Pamiętam jak kilka lat temu...
  Ceri nie dane jest skończyć, jaki to zły gust ma Negra, ponieważ na stół wjeżdżają pierwsze przysmaki - jakaś potrawka, jakaś sałatka, jakieś inne mięsne coś i dużo innych rzeczy, których nie umiem nazwać, a które są naprawdę pyszne.
  - Nie jedzcie tyle, bo nie zmieścicie deseru - chichocze Ceri.
  - Niechętnie to mówię, ale ta upacykowana landrynka ma rację - słyszę kobiecy głos i dopiero teraz zauważam siedzącą po drugiej stronie stołu Eve Taylor i Blighta obok niej, ale nie mam czasu na przywitania, bo właśnie wnoszą deser.
  Jest go tyle, że na opisanie go musiałabym poświęcić pół dnia, więc go nie opiszę. 
  Kiedy kończymy rzeczony deser czuję się do tego stopnia pełna, że mam ochotę wychylić się przez okno pociągu i rzygać, ale wiem, że to by nie było rozsądne. Do Igrzysk muszę maksymalnie możliwie przybrać na wadze.
***
  - Gdyby ktoś się nie orientował mam na imię Eve, a to jest Blight - mówi Eve. - Będziemy waszymi mentorami. Jeśli mamy wam mentorować to chcemy coś o was wiedzieć.
  - Muszę upudrować lewą kość policzkową - mówi nagle Ceri i znika w korytarzu.
  Zapada dziwna cisza. W końcu Eve się odzywa:
  - Czy ktoś ma do powiedzenia coś ciekawszego niż to, że Panna Upacykowana Landrynka musi upudrować lewy półdupek?
  - Jestem Natasha Moore, mam piętnaście lat. Moja mama nie żyje. Przyjaźnię się z Louise Lane i Madeleine Warfield. Chodzę z Borisem Freemanem. Umiem obsługiwać siekierę i nóż, ale nie naraz - mówię jednym ciągiem.
  - A ja jestem Jacob Hunt, mam piętnaście lat. Moimi rodzicami są John i Ann Maria. Nie mam dziewczyny. Przyjaźnię się ze wszystkimi wartymi tego osobami w szkole - mówi Jacob. - A to - wskazuje na mnie - żałosne zero.
  - A ty jesteś minus jeden. To mniej niż zero - odgryzam się.
  - Co umiesz robić, Jacobie Hunt? - pyta Blight lodowato.
  - Jestem silny, umiem rzucać trójzębem, nożem, walczyć na pałki...
  - Chyba takie z kurczaka - syczę. - Ty jesteś silny? Rzucasz trójzębami? Nożami? A ja jestem Sangrienta Fuckson, pochodzę z Kapitolu i mam pięćdziesiąt lat!!!
  - Jesteś głupia - mówi Jacob.
  - Odzywka na poziomie trzylatka. Ty jesteś popieprzony.
  - Zamknij się! Ja chcę wygrać te Igrzyska.
  - Ale nie masz szans! A tylko spróbuj wyżywać się na mnie za to, że zostałeś wylosowany, to będziesz miał unikalną szansę zobaczenia swojej gałki ocznej jeszcze przed wejściem na arenę!!! A teraz przepraszam, muszę iść. Ta kłótnia była tak frustrująca, że mój prawy obojczyk domaga się pudru. Do zobaczenia na śniadaniu - wychodzę. Jacob zdenerwował mnie do tego stopnia, że oprzytomniałam dopiero w połowie drogi do pokoju. Natychmiast zawracam i idę w kierunku drzwi do jadalni. Przytykam do nich ucho.
  Nie jestem typem osoby, która notorycznie podsłuchuje, po prostu chcę wiedzieć, jak odebrali mnie moi mentorzy. I Jacob.
  - Dziewczyna ma ostry pazur - słyszę głos Eve. - Można z nią zrobić cuda, mówię ci.
  - Można by było, gdybyśmy mieli lepszą stylistkę. Ale i tak oceniam szanse dziewczyny tyle wyżej niż chłopaka - drugi głos należy do Blighta.
  Ze swobodnej konwersacji wnioskuję, że są sami, czyli, że wykopali gdzieś Jacoba.
  - Nienawidzi go. Nienawiść zwiększa jej szanse. Zawsze łatwiej zabić kogoś, kogo się nienawidzi - mówi Eve.
  - Wiem. Nie ucz mnie. Też wygrałem Igrzyska.
  - Pod moim kierunkiem - Eve chyba się śmieje.
  - Myślisz, że jutro pokażą powtórki Dożynek? Dzisiaj jestem zbyt zmęczony żeby robić cokolwiek, nawet oglądać inne Dożynki.
  - Na pewno pokażą - odgłos jaki słyszę jest odgłosem zasuwanych krzeseł. Zdejmuję szpilki z nóg, biorę je w rękę i zasuwam w kierunku pokoju.
***
  Zdejmuję z siebie ubrania. Otwieram szafę i przerzucam kilka dziwacznych koszul nocnych. W końcu widzę coś, co można na siebie włożyć bez pomocy innych i kładę się do łóżka. Jeśli mam płakać, to teraz, ale płacz nie nadchodzi. Chyba wyczerpałam limit łez na dzień dzisiejszy.
  Długo przewracam się w łóżku, ale w końcu zapadam w sen.
                                                                                                                                                                      
Kolejny rozdział;-)
Proszę o komentarze
PS. Sangrienta (hiszp.) - krwawy

2 komentarze:

  1. Ave Szara
    Rozdział jest boski
    Jak ci mówiłam wcześniej, Jacob to świnia
    Rozmowa Jacoba i Natashy
    Padłam i nie wstaje
    pozdrawiam z podłogi
    Panna Upacykowana Landrynka?
    Szacun dla Eve
    Jacob umie rzucać trójzębem? Nożami? Walczyć na pałki?
    Raczej w jego snach.
    Aha, a ja jestem Casandre McLean, pochodzę z Kapitolu, mam 30 lat i jestem opiekunką trybutów z trójki
    Dobra, życzę dużo weny, skarbie
    Ps. Dałabyś radę napisać na jutro kolejny rozdział? Z dedykacją dla mnie.
    Proszę, proszę, proszę *robi minę ala Kot w Butach ze Shreka*
    Zgódź się

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dzięki za koment
      cieszę się że rozdział się podoba;-)))
      spróbuję z tym rozdziałem na jutro (nie wiem po co, ale zrobię to dla Ciebie, Celio)

      Usuń