Dla mojej mamy, która wyła razem ze mną i razem ze mną wyśle wyjca do TVP
***
Otwieram oczy i wyczołguję się ze śpiwora.
Wiem, że ostateczne starcie rozegra się dzisiaj. Już tylko Lucid Jeffey dzieli
mnie od Siódemki. Muszę zabić już tylko raz. Jeden. Później będę mogła
wrócić do domu.
Ubieram się. Zjadam paczkę sucharów, kawałek chleba i jabłko. Popijam i wstaję. Nie ma
sensu targać ze sobą plecaka, bo i tak nic mi się nie przyda, wezmę
tylko broń.
Jak wczoraj, broń na drugą stronę rzeki, potem ja, zejście z drzewa i w długą.
-
No dobra - mówię do siebie - jeszcze jedna śmierć i wracasz do domu
tak, czy inaczej. Znaczy żywa albo nie. Po prostu idź tam i go zabij. I z
głowy.
Przerzucam siekierę przez ramię i ruszam w kierunku Rogu.
Gdy jestem prawie na miejscu (znaczy w krzakach, z których mam dobry
widok na Róg) siadam na ziemi, biorę pasmo włosów i przecinam je
siekierą. Jest ostra. Cholernie ostra, jak od początku tych przeklętych
igrzysk. Opieram się na niej i patrzę, co robi mój przeciwnik.
Mój przeciwnik siedzi oparty plecami o róg i poleruje miecz. Kalkuluję, że jak rzucę siekierą to trafię i go zabiję, ale wiewiórka siedząca na gałęzi wierci się niespokojnie i ma pomarańczowe oczy. To jasne, że zaraz się na mnie rzuci i będzie ją trudno załatwić. Te Igrzyska były krótkie i Kapitol oczekuje emocjonującej ostatniej walki.
[od autorki: włącz piosenkę numer 8 - "Not gonna die"]
Zanim Jedynka zrozumie, co się stało zbieram się w sobie i z wrzaskiem
oraz uniesioną siekierą wypadam z krzaków. On podnosi się i unosi
miecz. Rzucam się na niego i uderzam siekierą. Robię to bez celowania
więc nie mogę oczywiście trafić w jakąś zadowalającą część ciała.
Trafiam w lewe ramię. Mój przeciwnik wrzeszczy z bólu i podrywa miecz do
góry. Jakimś cudem udaje mi się zbić uderzenie trzonkiem siekiery.
Siłujemy się przez moment, po czym puszczam i odskakuję. Jego miecz
opadając w dół przecina powietrze w miejscu, w którym jeszcze przed
chwilą się znajdowałam. Następne cięcie nadchodzi z boku, od mojej
prawej strony. Mam za mało czasu, żeby machnąć siekierą, więc znów
odskakuję, lecz tym razem nie mam tyle szczęścia – ostrze miecza
przesuwa się idealnie pod moim biustem, nacinając skórę. Czuję falę bólu
rozlewającą się po ciele, ale zaciskam zęby – trzeba walczyć dalej.
Uderzam siekierą. Wkładam w to całą siłę, więc udaje mi się wytrącić
miecz z jego ręki.
Niestety nie jest tak głupi jak się wydaje i rzuca się na mnie zanim zdążę się zamachnąć. Siekiera wypada mi z ręki. Jedynka zaciska lewą dłoń na mojej szyi, a prawą sięga za pazuchę. Ja zaciskam obie dłonie na jego lewej i usiłuję "odblokować" sobie gardło, on wyciąga nóż. Łapię lewą dłonią rękę z nożem i usiłuję trzymać go daleko od siebie.
Zaraz... A gdyby tak odwrócić górę i dół?
Walę go prawą pięścią w bok głowy, prawą nogą kopię w biodro. Szarpię się w prawo.
Cel został osiągnięty: nóż wypadł mu z ręki, leżymy na boku, on już mnie nie dusi, nawet jest trochę ogłuszony. Korzystając z okazji, siadam okrakiem na jego brzuchu i przyciskam jego szyję do ziemi.
Niestety na tym koniec dobrych wieści. Siekiera leży tak daleko, że równie dobrze mogłaby leżeć na Księżycu, nóż jest minimalnie poza moim zasięgiem, a Jedynka odzyskuje pełną świadomość i zaciska dłonie na mojej szyi. Wtedy wpada mi do głowy szatański pomysł.
Puszczam jego szyję i łapię go za głowę, wbijając mu kciuki w oczy.
Plan udaje się połowicznie: Jedynka puszcza moją szyję, ale również zrzuca mnie z siebie i wali na odlew. Zwalam się na ziemię jak worek kartofli, a przed oczami latają mi kolorowe plamy.
Mrugam oczami i kręcę głową, starając się przywrócić wzrok do stanu używalności.
Pełnię widzenia odzyskuję w chwili, gdy Jedynka zamierza się na mnie siekierą. Robię gwałtowny unik i rzucam się po nóż.
Siekiera leci w siną dal (czyli wbija się w ziemię kilka metrów dalej), bo Lucid Jeffey ma zeza. Rzucam nożem i trafiam w ramię, mimo, że celowałam w serce. Jasny szlak...
Skaczę na Jedynkę, który na moje nieszczęście odzyskuje świadomość prawie od razu i znów zaciska dłoń na mojej szyi (co on ma do mojej szyi? Jakiś dziwny fetysz?). Wyciągam nóż z jego ramienia, ale on wytrąca mi go z ręki.
Moja sytuacja przedstawia się naprawdę niewesoło: Jedynka ma nóż i zaraz wbije mi go w pierś, poza tym, zaczyna mi brakować powietrza. Lucid zamierza się nożem...
O
nie, kolego. Obiecałam tacie, Mad, Loui i Borisowi, że do nich wrócę. Obiecałam Lou, że wygram. A jeśli ja wygram to z rachunku
prawdopodobieństwa wynika, że ty przegrasz. Szarpię się w bok i wyrywam Jedynce nóż z ręki. Wbijam go w najbliższą część ciała mojego przeciwnika: w brzuch.
Jedynka puszcza moją szyję i przyciska dłonie do brzucha. Wstaję.
- Tak żebyś wiedział: tak, zabiłam Elaine i tak, razem z Lou z Trójki wysadziłyśmy wasze zapasy.
Siadam kilka metrów od niego i czekam aż się wykrwawi. Opieram twarz na kolanach.
Ten błąd kosztowałby mnie życie, gdybym nie miała wyczulonego słuchu. Słuch, w gruncie rzeczy uratował mi tyłek, bo gdybym podniosła głowę ułamek sekundy później, nie miałabym szans.
Jedynka musiał wyjąć nóż z brzucha i z tym nożem w ręku idzie w moim kierunku. Rzucam się po siekierę.
Nóż trafia mnie w udo. Padam na ziemię. Jedynka skacze na mnie. Krew z jego rany jest dosłownie wszędzie. Łapie mnie za szyję. Odkręcam się tak, żeby leżeć na plecach i wbijam kciuki w oczodoły Jedynki. Chłopak wyje i puszcza moją szyję, choć nadal przygniata mnie swoim ciężarem.
Wyciągam się najdalej jak mogę i w końcu zaciskam palce na trzonku siekiery.
Jedynka chyba zdążył już pogodzić się ze stanem swoich ocząt, bo łapie mnie za włosy i wyciąga nóż z mojej nogi (to chyba boli, ale adrenalina huczy we mnie tak bardzo, że nie czuję bólu). Zamierza się nożem...
Robię zamach siekierą i wbijam mu ją w łeb.
Słyszę
wystrzał armatni oznaczający śmierć ostatniego z moich przeciwników, a
zaraz po nim okropny hałas wiwatujących Kapitolińczyków.
Wygrałam. Przeżyłam. Jestem ósmym zwycięzcą w historii mojego dystryktu. Szóstym żyjącym.
Nagle czuję, że wszystkie siły mnie opuszczają. Z trudem spycham z siebie trupa Lucida i opadam na trawę. Leżę tak słuchając ryków
tłumów z Kapitolu. Mam wrażenie, że krew zalewa mi oczy. Czuję, że coś
zaciska mi się w okolicach talii, ale chwilowo mam to gdzieś.
Wygrałam. Jestem bezpieczna...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz